Ból. Pulsująca skroń, ból. Przy nawet najmniejszym ruchu ból. Wszędzie ciemność, nicość i ból. Cisza, która kuła i znów ból. Zero wspomnień i strach. Czy to już koniec? Czy nie ma nic poza tą nicością? A może to czyściec? Dźwięk, głos, spokojny, pełen troski. Coś dotyka mojej dłoni. Powoli rozchylam powieki, światło mnie razi, więc szybko zamykam oczy i nie dopuszczam światła do wrażliwego wzroku. Dociera do mnie coraz więcej dźwięków, zaczynam czuć zapach. Leżę na czymś miękkim. Znów delikatnie otwieram oczy, mija trochę czasu zanim przyzwyczaję się do jasności pomieszczenia. Pierwsze co widzę to burza czarnych, sterczących na wszystkie strony włosów. Harry, myślę. Zaraz dokoła mnie pojawiają się kolejne, tym razem rude czupryny. Wspomnienia wracają, wszystko staje się przejrzyste.
- Fred - krzyknęła i zerwała się. Stała niepewnie i próbowała iść, ale coś jej nie pozwalało. Harry trzymał ją za rękę.
- Miona, on jest w Mungu - mówił - połóż się - wróciła do łóżka i zasnęła, mając nadzieję, że Fred jest cały.