Dzisiaj sprawy organizacyjne na początku ;)
1. Na pewno każdy czytelnik zauważył zmianę grafiki jakiś już
miesiąc temu (ach, za każdym razem zapomniałam…) i możliwe, że zastanawia się,
kogo to „dzieło” (tak nie można tego nazwać, ale ciii). Więc moje, żeby nie
było XD
2. Nie wiem jak z regularnością przez wakacje. Jadę na obóz,
na którym nie będę miała czasu, 27
czerwca i wracam 21 lipca. Tak czy inaczej, rozdział daję przed obozem, więc
Rosalie ma jakiś miesiąc. Czekajcie na info od niej.
[info dodatkowe, nieobowiązkowe – dotyczy prywatnie autorek
;))
3. Rozdział dedykuję (no chyba że nie można współautorce :’)) lub też
oficjalnie dziękuję za spotkanie RosalieIris. Blog to niejedna rzecz, która nas
łączy. Dzieli też nas połowa Polski. Tak, przyjaźń przez internet bla bla blaa.
11 maja się spotkałyśmy, co było jednym z moich marzeń <3 Warto też
wspomnieć, jeśli kogoś to interesuje, że wtedy mijało 5 miesięcy, od kiedy się
znamy :*
4. Jeśli ktoś nie widział, bo wchodzi tylko w wersji
mobilnej, to dodałam chat. Dostępny tylko w wersji komputerowej, niestety ;/
Tak czy siak, zapraszam do udziału w nim i zadawaniu pytań.
5. Jednak niech to będą oficjalne podziękowania, a rozdział dedykuję Kate, która ostatnio mi się śniła :'')
6. Wczoraj zakończenie - zadowoleni z ocen? :D Udanych, bezpiecznych wakacji!
Zapraszam do czytania
Alice Lovegood
~~~
Rozdział 12
Błądząc
po krętych korytarzach, słyszałem ciągle trzaskanie drzwiami. Za każdym razem
huk wywoływał u mnie strach i uczucie bezsilności. Coś chciało mnie dopaść, a
ja jednocześnie czułem, że muszę uciekać, oraz że chcę to coś poznać. Miałem
wrażenie, że już kiedyś spotkałem się z czymś podobnym jeśli nie identyczną
sytuacją.
– Zginie.
Jedno
słowo dodało mi siły, aby biec dalej. Po chwili jednak nie mogłem oddychać tak,
jakby ktoś chwycił mnie za gardło. Ból, który mnie przeszedł, był nie do
opisania. Nie tylko nie mogłem oddychać, ale straciłem najmniejsze siły, w tym
równowagę, po czym upadłem. Powieki silnie opadły, a ja czułem nad sobą wzrok.
Nie taki zwykły. Przeszedł mnie dreszcz strachu. Wtedy wcześniej zaciśnięte
partie łez spływały wolnie po moim policzku.
George patrzył smutnym wzrokiem na bliźniaka. Fred
niemiłosiernie wiercił się na łóżku w Mungu. Widać było, że każdy dotyk
sprawiał mu okropny ból. Był cały spocony i wyglądał jakby rozgrywała się jego
najcięższa walka. George wiedział, że nachodzą gorsze czasy i w tym jego brat
weźmie duży udział. Nie wiedział jednak, jak mu pomóc. Współczuł również
Hermionie, jednak z uzasadnionych powodów. Mimo wszystko tę dwójkę łączyła
jedna sprawa, czuł to, bo zna Freda najlepiej ze wszystkich.
Nad łóżkiem czuwali wszyscy
zmartwieni Weasleyowie. Był środek nocy, więc postanowili nie budzić Hermiony,
do której ostatnio rodzina się bardzo przywiązała. Hermiona jak i Harry mieli
się dowiedzieć wszystkiego rano. Niedługo później wszedł dyżurujący magomedyk i
wyprosił część rodziny, pozwalając zostać jednej osobie.
–
Ja zostanę – rzekła pani Weasley.
–
I ja! – dodał oburzony George – nie zamierzam się stąd ruszać.
Magomedyk spojrzał zmęczonym
wzorkiem i w chwili ciszy się zgodził.
Sen Freda kilkanaście minut później
musiał się uspokoić, gdyż leżał o wiele spokojniej. Jednak rodzina bała się
próbować go obudzić.
Pani Weasley obudziła się uprzednio
mając sen, w którym jej syn ledwo przeżył. Po chwili jednak zrozumiała, że
stało się coś bardzo podobnego. Szybko strzepała włosy z czoła, przetarła oczy
i spojrzała na wyczerpanego Freda. Wyglądał, jakby naprawdę ktoś go pobił.
Sam też tak się czuł. Przede
wszystkim psychicznie, choć jego twarz mogła się wydawać o kilka lat starsza.
–
Gdzie jesteśmy?... – zapytał ochrypłym głosem rozglądając się po Sali.
–
W Mungu… - starała się mówić spokojnie
Molly. – Miałeś… atak. Nie mogliśmy cię obudzić, tym bardziej uspokoić. Nic nie
działało, więc tutaj wylądowałeś w nocy…
–
To prawda… - powiedział tylko, jakby bał się opowiedzieć dokładniej.
–
Mogę z nim sam porozmawiać? – odezwał się w końcu nalegającym tonem George,
choć nikt nie zauważył, kiedy wstał.
–
Ale chwilę… - Po czym wyszła z sali.
–
A teraz opowiadaj, co cię męczyło.
Fred dokładnie opowiedział koszmar,
a bliźniak nawet nie próbował mu przerywać. Po zakończeniu opowieści zapytał:
–
Nie wiesz więc, co cię goniło?
–
Nie mam pojęcia. Nie potrafiłem się zatrzymać. Mam prośbę, powiadom
Hermionę - powiedział. Dodał jednak, widząc
uśmieszek na twarzy brata - i Harry’ego.
Bracia nadal się sobie
przypatrywali. Nie trzeba było długo czekać, aż cierpliwość pani Weasley się
skończyła, i po chwili wkroczyła prowadząc za sobą zaproponowanych przez Freda
gości. Za nimi szła reszta Weasleyów.
–
To się nazywa intuicja, prawda, George? – powiedział cicho.
Wszyscy otępiale wpatrywali się w
bliźniaka czekając, aż ktoś inny coś powie. Fred nie wytrzymał napięcia i z
ciekawości zapytał:
–
Jak wyglądał ten „atak”?
–
Mugole nazwaliby to opętaniem – rzekł pan Weasley.
Zbiło to pytającego z tropu i tylko
przytaknął.
Napięcie zanikło i wszyscy usiedli
wokół chorego, pytając o samopoczucie oraz (pani Weasley) podając jedzenie i
płyny wspomagające, które niechętnie przyjmował. Po pewnym czasie miał już
naprawdę dość odwiedzin. Jego głowę przepełniały pytania, na które nie znał
odpowiedzi.
Hermionę również dręczyły pytania.
To wszystko zaszło za daleko. W dodatku nie czuła się dobrze z myślą, że nie
zdradziła bliskim, co tak naprawdę się stało podczas koncertu. Nie zdobyła się
na odwagę, nawet jako Gryfonka, aby powiedzieć to wszystkim teraz. Jednak
sumienie nie dawało jej spokoju. „Harry? – pomyślała – to w końcu mój najlepszy
przyjaciel…”.
Tymczasem pani Weasley wyjęła
kartkę, na której było coś napisane. Wszyscy początkowo przyjrzeli się jej z
zainteresowaniem.
–
Mam tu listę, według której będziecie MOGLI, nie musieli, odbywać dyżury. Fred
jest zmęczony i potrzebuje odpoczynku, jednak NA PEWNO macie ochotę go
odwiedzać. Prawda?
–
Oczywiście, pani Weasley – odrzekła Hermiona. – Kto jest pierwszy?
–
Hmm… A kto by chciał? Pierwszy dyżur wypadł za 2 godziny…
–
Ja i Harry, jeśli można. Najlepiej od zaraz.
Harry posłał Hermionie niezrozumiałe
i trochę wściekłe spojrzeniem, na co ona ze spokojem pokazała mu gestem dłoni,
że to ważne. Czuła, że musiała to powiedzieć. Harry miał zapewne do zrobienia
coś w ministerstwie, więc nie mieliby za
szybko okazji porozmawiać.
Reszta rodziny i przyjaciół zaczęła
się zbierać i wychodzić, na co Molly krzyknęła:
–
Dobrze, a za 2 godziny MOŻE przyjść Ginny i George.
–
Kobieto, czyli ja nie mogę być przy swoim BRACIE BLIŹNIAKU ile chcę?!
–
Bywa – odparła.
–
Bywa – przedrzeźnił i wyszedł z sali podobnie jak wszyscy z wyjątkiem Hermiony
i Harry’ego.
–
Robimy imprezę? – zapytał ironicznie Fred.
–
Tak, tak…
–
To miłe, rzecz jasna, ale dlaczego tak chcieliście zostać? Jest jakaś sprawa?
Harry spojrzał na przyjaciółkę z
zapytaniem.
–
Więc… Chciałam Harry’emu opowiedzieć, co się stała podczas koncertu. Tak...
kłamałam. Przepraszam – powiedziała z żalem w głosie.
–
Skoro to sprawa między wami, to nie musicie mówić tego przy mnie, jeżeli nie
chcecie. Nie obrażę się.
Harry tylko przyglądał się, nic nie
mówiąc.
–
Ciebie to też dotyczy i powinieneś znać prawdę. Jeśli chcesz.
–
To chcę.
–
Mów – odezwał się w końcu brunet.
Wpatrywali się w Hermionę i jej co
chwilę otwarte i ponownie zamknięte usta. Fred teraz dopiero zauważył, jaki mają
ładny kolor. W końcu wzięła oddech i zaczęła opowiadać o tym, jak Malfoy
przemieniony w kobietę ją porwał.
–
„Do zobaczenia niebawem”? – powtórzył Wybraniec, na co Hermiona z łzami w
oczach przytaknęła.
–
Ja… nie wiem, co r-ro-bić…
Patrzyli na nią z niepokojem. Trzeźwe
myślenie było teraz podstawą.
–
Musisz się gdzieś ukryć. Nawet jeśli zabezpieczysz dodatkowo swój dom, nic to
nie da – powiedział Harry.
–
Ja chyba mam dobrą kryjówkę. Chyba ciężko się będzie im domyślić – dodał Fred.
– Poza tym jest chroniona mocnymi zaklęciami. Prawie nikt o niej nie wie.
–
O czym mówisz? – spytał Potter.
–
O naszym lokalu. W piwnicy. – Popatrzyli dziwnie na rudzielca. – Tak, mamy
piwnicę. Co o tym sądzicie?
–
Nie ma czasu. Musimy zaufać ci, że to będzie bezpieczne.
–
Dobrze… - potwierdziła Hermiona.
–
W takim razie George cię tam zaprowadzi, bo deportować się nie można. No
wiadomo, tylko przed sklep.
Usiedli, czekając na bliźniaka. Nie
trwało to długo.
–
Wybacz, braciszku, to spóźnienie, ale matka pytała, gdzie idę. Miała nadzieję,
że nie do ciebie. Ja trochę skłamałem, mówiąc… - rzekł George po aportowaniu.
–
To teraz nieważne. Musisz ukryć Hermionę, wiesz gdzie – mówił poważnym głosem
Fred. – Powodzenia, Hermiono.
–
Ale co tak poważnie? Co się stało?...
–
Pogadamy później.
–
Aha, okej. To…
–
Szybko i bez zbędnych pytań,
George się zmieszał i chwycił
szatynkę za rękę, po czym się
deportował. Fred patrzył na to z przejęciem i zirytowaniem, które wywołało
roztargnienie i brak powagi brata, oraz… no właśnie, czym?
Harry obserwował tę wymianę zdań,
martwiąc się o przyjaciółkę. Nie mógłby również jej stracić.
Aportowali się przed zamkniętym
sklepem. „W sobotę zamknięte?” – zapytała się w myślach Gryfonka, ale nie
powiedziała tego na głos.
–
Rzuć zaklęcie kameleona.
Hermiona bez namysłu wykonała polecenie,
wypuszczając z różdżki białe światło.
Poszli tylnym wejściem, którego
szatynka nigdy nie znała. George wyjął różdżkę i stuknął w nią podobnie jak
Hagrid w Dziurawym Kotle, mrucząc jakąś formułę.
–
Do zadań specjalnych – uśmiechnął się chytrze, Hermiona jednak nadal była
zamyślona.
Widząc, że już otworzył, weszła za
nim. Było to zagracone kartonami pomieszczenie. Początkowo myślała, że to
magazyn, ale szybko odsunęła tę myśl, gdy zdała sobie sprawę, że nie
przypominało to towaru charakterystycznego dla MDW.
–
Póki nie zaczniesz tego oglądać, czuj się bezpieczna – ponownie próbował ją
choć trochę rozweselić. Hermiona odebrała to negatywnie.
–
Będę tu sama? – zmieniła temat.
–
Chwilowo tak. Muszę uaktualnić zabezpieczenia.
–
Sama sobie poradzę – odparła zarozumiale.
–
To może się źle skończyć… Wiesz, to specjalne zabezpieczenia.
Spojrzała z odrazą. Miała być
bezpieczna w jakieś piwnicy?
George
przewrócił oczami i wyszedł, trzaskając drzwiami.
Rozejrzała się po piwnicy. Było w
niej zimno, a światło dawała tylko byle jak przykręcona żarówka. Za kartonami
dostrzegła niski, czarny regał, na którym znajdowało się kilka grubych książek.
Ten widok ją trochę zadziwił.
Podeszła do niego i wyciągnęła
przypadkową książkę o tytule „Rozrywki starożytnych magów”. Słyszała przestrogę
George’a, aby nic nie ruszać i wolała nie ryzykować, bo znała bliźniaków i ich
pomysły. Z własnej ciekawości jednak postanowiła zapamiętać ten tytuł i kilka
innych, które się nasunęły później. Wszystkie wyglądały wyjątkowo staro.
Zastanowiła się, czy znalazła by coś podobnego w bibliotece Hogwartu. Nigdy nie
spotkała podobnej tematyki.
Gdy się już wydawało, że
przeglądnęła wszystko, zauważyła zniszczony zeszyt leżący za regałem. Sięgnęła
po niego, bo od razu ją zaintrygował. Okładka była pokryta brązową skórą. Nic
na niej nie pisało i nie wiedziała, co to może być, więc otwarła stronę
tytułową.
–
Dziennik Glaudiusa – przeczytała szeptem i od
razu wiedziała, do kogo należy.
Wiedziała doskonale, jak bardzo musi
to być prywatna rzecz i szybko przewróciła kartkami, które były zapełnione po
same brzegi pismem Freda oraz czasami małymi rysunkami, po czym zamknęła
dziennik i odłożyła go na miejsce.
Obeszła pomieszczenie dwa razy,
dokładnie mu się przyglądając. Potem usiadła na jakimś starym kocu, bo podłoga
była lodowata, i zaczęła wszystko analizować: sny. Als. Malfoy. Porwanie. Als –
kim ona tak naprawdę jest?
Na dźwięk otwarcia wejścia wstała
gwałtownie z różdżką pogotowiu. Okazało się, że to tylko Harry, którego
przyprowadził George, ale dla bezpieczeństwa postanowiła zapytać:
–
Kto zniszczył Czarę Helgi Hufflepuff?
–
Ty. Kłem Bazyliszka.
–
To ty – uśmiechnęła się mimo wszystko.
–
Jak długo muszę tu zostać?
–
Nie wiem. Przestałem to rozumieć…
–
O Boże. Kot sam w domu – przypomniała sobie.
–
I co ma niby zrobić?
–
Nie znam jego charakteru jeszcze. Poza tym skąd wiesz o kocie?!
–
Yyy… No wiedziałem wcześniej…
–
Cudowna niespodzianka. Na pewno czuje się samotny…
–
Jakoś go tu sprowadzimy, co ty na to?
–
Naprawdę? Byłoby cudownie! Muszę wymyślić mu imię.
–
To później… Obgadajmy nasz aktualny problem. Sądzę, że Malfoy i ta cała Als to
działają razem. I podejrzewam, kto nią jest. Ale ty wiesz to najlepiej, prawda?
– zadał pytanie retoryczne.
–
Alexa…?
–
Coś chcą od ciebie. Musimy się tego jak najszybciej dowiedzieć.
–
Ale jak… Harry! – Jej oczy napłynęły łzami.
–
Mam pewien pomysł, ale trzeba kilku osób.
Hermiona nie zdążyła zapytać go o
przebieg, bo zjawili się bliźniacy z puchatą kulką pod pachą George’a. Dopiero po
chwili do niej dotarło, gdzie powinien być Fred.
–
Fred!!! Czemu opuściłeś Munga?! – zapytała zdenerwowana.
–
Wypis na własne żądanie. Wiesz, po pierwsze, jestem dorosły, a po drugie – to
kwestia wiesz czego. Nie wymaga to leżenia tam przez miesiąc.
–
No nie przez miesiąc, ale do jutra.
–
Przestań, nie masz racji.
–
Toś walnął, braciszku – rzekł George rozbawiony do łez tak, że aż się zaczął
trząść. – Hermiona mogłaby nie mieć racji?
–
Oto tego przykład – odparł Fred, udając poważnego.
–
Wystarczy – podsumował Harry, uprzednio się śmiejąc. – To bez sensu.
Szatynka podeszła i wzięła rudego kota
z rąk George’a na swoje. Stwierdziła na oko, że ma pół roku. Był lekki w porównaniu
z objętością jego długiego futra.
–
Jak go nazwiesz? – spytał Fred.
–
Ją, geniuszu. Hmm… Już wiem!
~~~
I jak? Komentujcie, motywujcie!