sobota, 25 czerwca 2016

Rozdział 12


Dzisiaj sprawy organizacyjne na początku ;)

1. Na pewno każdy czytelnik zauważył zmianę grafiki jakiś już miesiąc temu (ach, za każdym razem zapomniałam…) i możliwe, że zastanawia się, kogo to „dzieło” (tak nie można tego nazwać, ale ciii). Więc moje, żeby nie było XD
2. Nie wiem jak z regularnością przez wakacje. Jadę na obóz, na którym nie będę miała czasu,  27 czerwca i wracam 21 lipca. Tak czy inaczej, rozdział daję przed obozem, więc Rosalie ma jakiś miesiąc. Czekajcie na info od niej.
[info dodatkowe, nieobowiązkowe – dotyczy prywatnie autorek ;))
3. Rozdział dedykuję (no chyba  że nie można współautorce :’)) lub też oficjalnie dziękuję za spotkanie RosalieIris. Blog to niejedna rzecz, która nas łączy. Dzieli też nas połowa Polski. Tak, przyjaźń przez internet bla bla blaa. 11 maja się spotkałyśmy, co było jednym z moich marzeń <3 Warto też wspomnieć, jeśli kogoś to interesuje, że wtedy mijało 5 miesięcy, od kiedy się znamy :*
4. Jeśli ktoś nie widział, bo wchodzi tylko w wersji mobilnej, to dodałam chat. Dostępny tylko w wersji komputerowej, niestety ;/ Tak czy siak, zapraszam do udziału w nim i zadawaniu pytań.
5. Jednak niech to będą oficjalne podziękowania, a rozdział dedykuję Kate, która ostatnio mi się śniła :'')
6. Wczoraj zakończenie - zadowoleni z ocen? :D Udanych, bezpiecznych wakacji!
Zapraszam do czytania
Alice Lovegood

 ~~~
Rozdział 12

            Błądząc po krętych korytarzach, słyszałem ciągle trzaskanie drzwiami. Za każdym razem huk wywoływał u mnie strach i uczucie bezsilności. Coś chciało mnie dopaść, a ja jednocześnie czułem, że muszę uciekać, oraz że chcę to coś poznać. Miałem wrażenie, że już kiedyś spotkałem się z czymś podobnym jeśli nie identyczną sytuacją.
Zginie.
            Jedno słowo dodało mi siły, aby biec dalej. Po chwili jednak nie mogłem oddychać tak, jakby ktoś chwycił mnie za gardło. Ból, który mnie przeszedł, był nie do opisania. Nie tylko nie mogłem oddychać, ale straciłem najmniejsze siły, w tym równowagę, po czym upadłem. Powieki silnie opadły, a ja czułem nad sobą wzrok. Nie taki zwykły. Przeszedł mnie dreszcz strachu. Wtedy wcześniej zaciśnięte partie łez spływały wolnie po moim policzku.
            George  patrzył smutnym wzrokiem na bliźniaka. Fred niemiłosiernie wiercił się na łóżku w Mungu. Widać było, że każdy dotyk sprawiał mu okropny ból. Był cały spocony i wyglądał jakby rozgrywała się jego najcięższa walka. George wiedział, że nachodzą gorsze czasy i w tym jego brat weźmie duży udział. Nie wiedział jednak, jak mu pomóc. Współczuł również Hermionie, jednak z uzasadnionych powodów. Mimo wszystko tę dwójkę łączyła jedna sprawa, czuł to, bo zna Freda najlepiej ze wszystkich.
            Nad łóżkiem czuwali wszyscy zmartwieni Weasleyowie. Był środek nocy, więc postanowili nie budzić Hermiony, do której ostatnio rodzina się bardzo przywiązała. Hermiona jak i Harry mieli się dowiedzieć wszystkiego rano. Niedługo później wszedł dyżurujący magomedyk i wyprosił część rodziny, pozwalając zostać jednej osobie.
– Ja zostanę – rzekła pani Weasley.
– I ja! – dodał oburzony George – nie zamierzam się stąd ruszać.
            Magomedyk spojrzał zmęczonym wzorkiem i w chwili ciszy się zgodził.
            Sen Freda kilkanaście minut później musiał się uspokoić, gdyż leżał o wiele spokojniej. Jednak rodzina bała się próbować go obudzić.
            Pani Weasley obudziła się uprzednio mając sen, w którym jej syn ledwo przeżył. Po chwili jednak zrozumiała, że stało się coś bardzo podobnego. Szybko strzepała włosy z czoła, przetarła oczy i spojrzała na wyczerpanego Freda. Wyglądał, jakby naprawdę ktoś go pobił.
            Sam też tak się czuł. Przede wszystkim psychicznie, choć jego twarz mogła się wydawać o kilka lat starsza.
– Gdzie jesteśmy?... – zapytał ochrypłym głosem rozglądając się po Sali.
– W Mungu…  - starała się mówić spokojnie Molly. – Miałeś… atak. Nie mogliśmy cię obudzić, tym bardziej uspokoić. Nic nie działało, więc tutaj wylądowałeś w nocy…
– To prawda… - powiedział tylko, jakby bał się opowiedzieć dokładniej.
– Mogę z nim sam porozmawiać? – odezwał się w końcu nalegającym tonem George, choć nikt nie zauważył, kiedy wstał.
– Ale chwilę… - Po czym wyszła z sali.
– A teraz opowiadaj, co cię męczyło.
            Fred dokładnie opowiedział koszmar, a bliźniak nawet nie próbował mu przerywać. Po zakończeniu opowieści zapytał:
– Nie wiesz więc, co cię goniło?
– Nie mam pojęcia. Nie potrafiłem się zatrzymać. Mam prośbę, powiadom Hermionę  - powiedział. Dodał jednak, widząc uśmieszek na twarzy brata - i Harry’ego.
            Bracia nadal się sobie przypatrywali. Nie trzeba było długo czekać, aż cierpliwość pani Weasley się skończyła, i po chwili wkroczyła prowadząc za sobą zaproponowanych przez Freda gości. Za nimi szła reszta Weasleyów.
– To się nazywa intuicja, prawda, George? – powiedział cicho.
            Wszyscy otępiale wpatrywali się w bliźniaka czekając, aż ktoś inny coś powie. Fred nie wytrzymał napięcia i z ciekawości zapytał:
– Jak wyglądał ten „atak”?
– Mugole nazwaliby to opętaniem – rzekł pan Weasley.
            Zbiło to pytającego z tropu i tylko przytaknął.
            Napięcie zanikło i wszyscy usiedli wokół chorego, pytając o samopoczucie oraz (pani Weasley) podając jedzenie i płyny wspomagające, które niechętnie przyjmował. Po pewnym czasie miał już naprawdę dość odwiedzin. Jego głowę przepełniały pytania, na które nie znał odpowiedzi.
            Hermionę również dręczyły pytania. To wszystko zaszło za daleko. W dodatku nie czuła się dobrze z myślą, że nie zdradziła bliskim, co tak naprawdę się stało podczas koncertu. Nie zdobyła się na odwagę, nawet jako Gryfonka, aby powiedzieć to wszystkim teraz. Jednak sumienie nie dawało jej spokoju. „Harry? – pomyślała – to w końcu mój najlepszy przyjaciel…”.
            Tymczasem pani Weasley wyjęła kartkę, na której było coś napisane. Wszyscy początkowo przyjrzeli się jej z zainteresowaniem.
– Mam tu listę, według której będziecie MOGLI, nie musieli, odbywać dyżury. Fred jest zmęczony i potrzebuje odpoczynku, jednak NA PEWNO macie ochotę go odwiedzać. Prawda?
– Oczywiście, pani Weasley – odrzekła Hermiona. – Kto jest pierwszy?
– Hmm… A kto by chciał? Pierwszy dyżur wypadł za 2 godziny…
– Ja i Harry, jeśli można. Najlepiej od zaraz.
            Harry posłał Hermionie niezrozumiałe i trochę wściekłe spojrzeniem, na co ona ze spokojem pokazała mu gestem dłoni, że to ważne. Czuła, że musiała to powiedzieć. Harry miał zapewne do zrobienia coś w ministerstwie, więc nie mieliby za  szybko okazji porozmawiać.
            Reszta rodziny i przyjaciół zaczęła się zbierać i wychodzić, na co Molly krzyknęła:
– Dobrze, a za 2 godziny MOŻE przyjść Ginny i George.
– Kobieto, czyli ja nie mogę być przy swoim BRACIE BLIŹNIAKU ile chcę?!
– Bywa – odparła.
– Bywa – przedrzeźnił i wyszedł z sali podobnie jak wszyscy z wyjątkiem Hermiony i Harry’ego.
– Robimy imprezę? – zapytał ironicznie Fred.
– Tak, tak…
– To miłe, rzecz jasna, ale dlaczego tak chcieliście zostać? Jest jakaś sprawa?
            Harry spojrzał na przyjaciółkę z zapytaniem.
– Więc… Chciałam Harry’emu opowiedzieć, co się stała podczas koncertu. Tak... kłamałam. Przepraszam – powiedziała z żalem w głosie.
– Skoro to sprawa między wami, to nie musicie mówić tego przy mnie, jeżeli nie chcecie. Nie obrażę się.
            Harry tylko przyglądał się, nic nie mówiąc.
– Ciebie to też dotyczy i powinieneś znać prawdę. Jeśli chcesz.
– To chcę.

– Mów – odezwał się w końcu brunet.


            Wpatrywali się w Hermionę i jej co chwilę otwarte i ponownie zamknięte usta. Fred teraz dopiero zauważył, jaki mają ładny kolor. W końcu wzięła oddech i zaczęła opowiadać o tym, jak Malfoy przemieniony w kobietę ją porwał.
– „Do zobaczenia niebawem”? – powtórzył Wybraniec, na co Hermiona z łzami w oczach przytaknęła.
– Ja… nie wiem, co r-ro-bić…
            Patrzyli na nią z niepokojem. Trzeźwe myślenie było teraz podstawą.
– Musisz się gdzieś ukryć. Nawet jeśli zabezpieczysz dodatkowo swój dom, nic to nie da – powiedział Harry.
– Ja chyba mam dobrą kryjówkę. Chyba ciężko się będzie im domyślić – dodał Fred. – Poza tym jest chroniona mocnymi zaklęciami. Prawie nikt o niej nie wie.
– O czym mówisz? – spytał Potter.
– O naszym lokalu. W piwnicy. – Popatrzyli dziwnie na rudzielca. – Tak, mamy piwnicę. Co o tym sądzicie?
– Nie ma czasu. Musimy zaufać ci, że to będzie bezpieczne.
– Dobrze… - potwierdziła Hermiona.
– W takim razie George cię tam zaprowadzi, bo deportować się nie można. No wiadomo, tylko przed sklep.
            Usiedli, czekając na bliźniaka. Nie trwało to długo.
– Wybacz, braciszku, to spóźnienie, ale matka pytała, gdzie idę. Miała nadzieję, że nie do ciebie. Ja trochę skłamałem, mówiąc… - rzekł George po aportowaniu.
– To teraz nieważne. Musisz ukryć Hermionę, wiesz gdzie – mówił poważnym głosem Fred. – Powodzenia, Hermiono.
– Ale co tak poważnie? Co się stało?...
– Pogadamy później.
– Aha, okej. To…
– Szybko i bez zbędnych pytań,
            George się zmieszał i chwycił szatynkę za rękę, po czym się deportował. Fred patrzył na to z przejęciem i zirytowaniem, które wywołało roztargnienie i brak powagi brata, oraz… no właśnie, czym?
            Harry obserwował tę wymianę zdań, martwiąc się o przyjaciółkę. Nie mógłby również jej stracić.
            Aportowali się przed zamkniętym sklepem. „W sobotę zamknięte?” – zapytała się w myślach Gryfonka, ale nie powiedziała tego na głos.
– Rzuć zaklęcie kameleona.
             Hermiona bez namysłu wykonała polecenie, wypuszczając z różdżki białe światło.
            Poszli tylnym wejściem, którego szatynka nigdy nie znała. George wyjął różdżkę i stuknął w nią podobnie jak Hagrid w Dziurawym Kotle, mrucząc jakąś formułę.
– Do zadań specjalnych – uśmiechnął się chytrze, Hermiona jednak nadal była zamyślona.
            Widząc, że już otworzył, weszła za nim. Było to zagracone kartonami pomieszczenie. Początkowo myślała, że to magazyn, ale szybko odsunęła tę myśl, gdy zdała sobie sprawę, że nie przypominało to towaru charakterystycznego dla MDW.
– Póki nie zaczniesz tego oglądać, czuj się bezpieczna – ponownie próbował ją choć trochę rozweselić. Hermiona odebrała to negatywnie.
– Będę tu sama? – zmieniła temat.
– Chwilowo tak. Muszę uaktualnić zabezpieczenia.
– Sama sobie poradzę – odparła zarozumiale.
– To może się źle skończyć… Wiesz, to specjalne zabezpieczenia.
            Spojrzała z odrazą. Miała być bezpieczna w jakieś piwnicy?
George przewrócił oczami i wyszedł, trzaskając drzwiami.
            Rozejrzała się po piwnicy. Było w niej zimno, a światło dawała tylko byle jak przykręcona żarówka. Za kartonami dostrzegła niski, czarny regał, na którym znajdowało się kilka grubych książek. Ten widok ją trochę zadziwił.
            Podeszła do niego i wyciągnęła przypadkową książkę o tytule „Rozrywki starożytnych magów”. Słyszała przestrogę George’a, aby nic nie ruszać i wolała nie ryzykować, bo znała bliźniaków i ich pomysły. Z własnej ciekawości jednak postanowiła zapamiętać ten tytuł i kilka innych, które się nasunęły później. Wszystkie wyglądały wyjątkowo staro. Zastanowiła się, czy znalazła by coś podobnego w bibliotece Hogwartu. Nigdy nie spotkała podobnej tematyki.
            Gdy się już wydawało, że przeglądnęła wszystko, zauważyła zniszczony zeszyt leżący za regałem. Sięgnęła po niego, bo od razu ją zaintrygował. Okładka była pokryta brązową skórą. Nic na niej nie pisało i nie wiedziała, co to może być, więc otwarła stronę tytułową.
– Dziennik Glaudiusa – przeczytała szeptem i od razu wiedziała, do kogo należy.
            Wiedziała doskonale, jak bardzo musi to być prywatna rzecz i szybko przewróciła kartkami, które były zapełnione po same brzegi pismem Freda oraz czasami małymi rysunkami, po czym zamknęła dziennik i odłożyła go na miejsce.
            Obeszła pomieszczenie dwa razy, dokładnie mu się przyglądając. Potem usiadła na jakimś starym kocu, bo podłoga była lodowata, i zaczęła wszystko analizować: sny. Als. Malfoy. Porwanie. Als – kim ona tak naprawdę jest?
            Na dźwięk otwarcia wejścia wstała gwałtownie z różdżką pogotowiu. Okazało się, że to tylko Harry, którego przyprowadził George, ale dla bezpieczeństwa postanowiła zapytać:
– Kto zniszczył Czarę Helgi Hufflepuff?
– Ty. Kłem Bazyliszka.
– To ty – uśmiechnęła się mimo wszystko.
– Jak długo muszę tu zostać?
– Nie wiem. Przestałem to rozumieć…
– O Boże. Kot sam w domu – przypomniała sobie.
– I co ma niby zrobić?
– Nie znam jego charakteru jeszcze. Poza tym skąd wiesz o kocie?!
– Yyy… No wiedziałem wcześniej…
– Cudowna niespodzianka. Na pewno czuje się samotny…
– Jakoś go tu sprowadzimy, co ty na to?
– Naprawdę? Byłoby cudownie! Muszę wymyślić mu imię.
– To później… Obgadajmy nasz aktualny problem. Sądzę, że Malfoy i ta cała Als to działają razem. I podejrzewam, kto nią jest. Ale ty wiesz to najlepiej, prawda? – zadał pytanie retoryczne.
– Alexa…?
– Coś chcą od ciebie. Musimy się tego jak najszybciej dowiedzieć.
– Ale jak… Harry! – Jej oczy napłynęły łzami.
– Mam pewien pomysł, ale trzeba kilku osób.
            Hermiona nie zdążyła zapytać go o przebieg, bo zjawili się bliźniacy z puchatą kulką pod pachą George’a. Dopiero po chwili do niej dotarło, gdzie powinien być Fred.
– Fred!!! Czemu opuściłeś Munga?! – zapytała zdenerwowana.
– Wypis na własne żądanie. Wiesz, po pierwsze, jestem dorosły, a po drugie – to kwestia wiesz czego. Nie wymaga to leżenia tam przez miesiąc.
– No nie przez miesiąc, ale do jutra.
– Przestań, nie masz racji.
– Toś walnął, braciszku – rzekł George rozbawiony do łez tak, że aż się zaczął trząść. – Hermiona mogłaby nie mieć racji?
– Oto tego przykład – odparł Fred, udając poważnego.
– Wystarczy – podsumował Harry, uprzednio się śmiejąc. – To bez sensu.
            Szatynka podeszła i wzięła rudego kota z rąk George’a na swoje. Stwierdziła na oko, że ma pół roku. Był lekki w porównaniu z objętością jego długiego futra.
– Jak go nazwiesz? – spytał Fred.

– Ją, geniuszu. Hmm… Już wiem!


~~~
I jak? Komentujcie, motywujcie!

czwartek, 9 czerwca 2016

Rozdział 11



Przepraszam, że tak długo musieliście czekać na rozdział. Mam nadzieję, że chociaż przypadnie Wam do gustu. Miłego czytania
Rozdział chcę zadedykować Stefanowi, który ma dziś urodziny. Co z tego, że nie czyta bloga?

***

Szlamo, nie umiesz rozsądnie wybierać?!
Jesteś nam bardzo potrzebna, szlamo.

   Te słowa wciąż dźwięczały w uszach Hermiony. Leżała na kanapie już dobrą godzinę i zastanawiała nad tym, co się wydarzyło w ostatnim czasie. Tak pochłonęły ją myśli, że nie pomyślała nawet o poinformowaniu Harry'ego o ,,powrocie do domu". Wszystko zdarzyło się tak szybko... Koncert, teleportacja, słowa, powrót do domu...
     Z odrętwienia Hermionę wyrwał dzwonek do drzwi. Dziewczyna niechętnie zwlekła się z wygodnej kanapy, założyła swoje kapcie króliczki i szurając nimi poszła otworzyć. W drzwiach stał Fred... I inni, na których Miona nie zwróciła większej uwagi, bo utonęła w czekoladowych oczach rudzielca. Do żywych powróciła, gdy ktoś zaczął machać ręką przed jej oczami.
- Gryffindor do Miony! Halooo - mówił Harry.
- Eee... - szatynka zająknęła się.
- Dobra, czemu poszłaś sobie i nic nie powiedziałaś?
Dziewczyna przygryzła wargę. Nie mogła powiedzieć, że ją tak jakby porwano. Musiała skłamać albo przekazać tyko część informacji... Ale co miała powiedzieć? ,,Spotkałam Malfoy'a i poszliśmy  na herbatkę i ciastka"? To brzmiało niedorzecznie, pozostało skłamać.
- Ja się po prostu źle poczułam, a w tym tłumie nie widziałam cię, Harry - powiedziała spokojnie patrząc w podłogę.
- Nie okłamujesz nas? - spytał Fred. Hermiona podniosła wzrok na chłopaka. Krótkie, rude włosy, brązowe, piękne oczy i ten uśmiech, który teraz znikł, a zastąpiła ją powagą, rzadka u bliźniaków.
- Piękne oczy?! To zwykłe oczy! - krzyknęła szatynka w myślach. Westchnęła i przełknęła ślinę.
- Tak, to prawda - powiedziała zdecydowanie - Coś jeszcze? Chciałabym się położyć spać
- Jak wszystko w porządku to my już pójdziemy. Dobranoc, Miona - wszyscy posłali dziewczynie uśmiech i zeszli po schodach. Dziewczyna zamknąwszy drzwi wróciła na kanapę i rozmyślając zasnęła.




***
   Fred powoli jadł swoją kanapkę z serem, sałatą i pomidorem, w radiu leciała jakaś monotonna i spokojna piosenka, za oknem rozciągał się widok na niebo pokryte ciężkimi, szarymi, deszczowymi chmurami, z których co jakiś czas spadały krople wody. Wszystko tworzyło ponury obraz. Od jakiegoś czasu chłopak zastanawiał się, dlaczego Miona zaczęła ukrywać coś przed przyjaciółmi. Fakt, nie był jej bardzo bliskim przyjacielem jak Harry, ale był przyjacielem. Szatynka stała się tajemnicza po śmierci Rona. A co się wtedy wydarzyło? Poznała Silver... To na pewno jej wina.


***


    Alexa wkroczyła do  Rivière. Blondynka rozejrzała się i stwierdziła, że jest to kawiarnia widoczna tylko dla czarodziei, ale nie wszystkich. Widziała kilku urzędników Ministerstwa, jednak żaden nie zwrócił uwagi na wejście.
- Może to coś jak szpital Munga... - mruknęła pod nosem Silver i weszła głębiej. Nagle ktoś chwycił ją za ramię i pociągnął w stronę drzwi, które jak podejrzewała prowadziły na zaplecze. Było tam ciemno, więc dziewczyna nie mogła zobaczyć napastnika.
- Kim jesteś? - wysyczał prawdopodobnie mężczyzna prosto do ucha Alexy.
- A ty? - prychnęła. Mogła przysiąc, że napastnik się zdziwił, bo lekko poluźnił uścisk - Miałam tu dziś przyjść w sprawie...
- Zakonu - dokończył mężczyzna i znów pociągnął blondynkę. Otworzył drzwi. Znaleźli się w niedużym ciemnym pomieszczeniu. Za biurkiem siedział mężczyzna.
- O, witaj. Mamy tu czasem nieproszonych gości, więc wybacz za takie powitanie - powiedział mężczyzna, z którym Alexa się spotkała w kawiarni i wskazał ręką krzesło. Blondynka usiadła i skierowała wzrok na mężczyznę. Teraz mogła mu się dokładniej przyjrzeć. Miał ostre rysy twarzy, oczy zielone, a włosy brązowe, nienagannie ułożone. Był dobrze zbudowany, ubrany w białą koszulę i ciemne jeansy. Wyglądał po prostu idealnie dla Silver. 
- Świetnie, chce dołączyć do zakonu - stwierdziła pewnie blondynka. 
- Oczywiście, jest to tajna organizacja, więc musisz podpisać pewien dokument...
- Czyli nie da się odejść i pozostać żywym?
- Dokładnie. Proszę, uzupełnij i podpisz - mężczyzna podał dziewczynie kawałek pergaminu i pióro.  

Imię i nazwisko
Alexandra Silver
Wiek 
22
Praca 
Departament Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Istotne kontakty
Hermiona Granger, ministrowie
Podpis
A. Silver 

- Już - powiedziała i podała pergamin szatynowi. - A teraz powiesz mi jak masz na imię - stwierdziła twardo.
- Nazywam się Jacob Black.
- Z tych Black'ów? - spytała zdziwiona Alexa.
- Tak. Nikt miał o mnie nie wiedzieć, no i mam głosić teraz nasze nazwisko - Jacob wydawał się znudzony, jakby mówił to każdemu kogo spotkał. 
- Są jakieś spotkania, sposoby komunikacji? - spytała Silver. 
- Konkretna jesteś... Za 10 dni mamy spotkanie, na nim wszystkiego się dowiesz i staniesz się oficjalnie częścią zespołu.
- Okej.



***     

    Hermiona stała na placu, na którym miała spotkać się z Harry'm w sprawie pracy. Zdziwił ją list, w którym Harry poinformował ją o kilku posadach, bo tylko Alexa wiedziała o pilnej potrzebie znalezienia pracy przez szatynkę. Umówieni byli na 13, ale okularnik spóźniał się jak zwykle. Nagle na plac wpadł zdyszany Fred i podbiegł do Miony.
- Hej, chodź, mam coś dla ciebie!
- Ale, Fred, ja czekam na Harry'ego - szatynka próbowała stawiać opór, ale słabo jej to wychodziło.
- Ja napisałem list... Idziesz? - szybko powiedział Weasley.
- Ty? Po co? - Hermiona była zdziwiona, nie spodziewała się, że Fred podszyje się pod Pottera.
- Booooo... wiedziałem, że na spotkanie z Harrym na pewno się zgodzisz. Możemy iść?
- Prezent poczeka, raczej nie ucieknie
- A co jak to najrzadszy gatunek, który może uciec z klatki? Idziemy - rudzielec chwycił Mionę i teleportował się.
   Aportowali się przed Norą. Hermiona już chciała ruszyć w stronę wejścia, lecz Fred wskazał na nową szopę. Ramię w ramię powoli szli do drewnianej konstrukcji. Rudzielec otworzył drzwi i wpuścił szatynkę, a sam wszedł za nią.
- Merlinie! To dla mnie? - Hermiona była bardzo zaskoczona. Po pierwsze nie podejrzewała Weasley'a, że może dać jej prezent, a po drugie TAKI prezent.
- Tak - Fred posłał szatynce uśmiech. Na środku leżał sobie kot (czyt: kotka). Dziewczyna podbiegła do rudzielca i cmoknęła go w policzek, a potem od razu do kotki. Nie zauważyła, że chłopak się delikatnie zarumienił.

             
[poznajcie kota Alice] 

~ ~ ~
Trochę więcej wiecie teraz o zakonie. No i Jennifer Lawrence postanowiła użyczyć swojej twarzy
Alexie. Czekam na komentarze :P
Pozdrawiam RosalieIris